Nazwa miesiąca czerwca pochodzi od... „czerwca polskiego” – malutkiego robaczka, który – ze względu na swoją barwę - nadał również nazwę kolorowi czerwonemu. Na tym jednak nie kończy się etymologia słów zapożyczonych od nazwy samego czerwca polskiego. Do listy tej dodać można jeszcze słowa: „czerwiec trwały”, „czerwiec roczny”, „czerw” oraz „czerwić”.
Pierwsze z dwóch określeń to nazwy roślin, w pobliżu których swoje jaja składała samica czerwca polskiego. Ich pędy bowiem są przysmakiem dla wypełzających larw, a plantacje tych roślin były równocześnie środowiskiem hodowli owadów. Określeniem „czerwić” nazywano samo składanie jaj, a pojęcie to rozciągnięto na inne owady, i do dziś używane jest np. przez pszczelarzy. Podobnie słowo „czerw” odnosiło się początkowo do larw czerwca polskiego, a obecnie do wszystkich beznogich larw owadów.
Wróćmy jednak do samego czerwca polskiego. Od niepamiętnych czasów był on wykorzystywany przy produkcji czerwonego barwnika (tzw. koszenili) do farbowania tkanin. W średniowieczu nie znano innego sposobu uzyskania barwy czerwonej, jak właśnie z wykorzystaniem larwy czerwca. Sposób ten jednak w ciągu wieków stopniowo tracił na znaczeniu począwszy od XV w. za sprawą odkrycia Ameryki. Wówczas na popularności zyskiwał tańszy i lepszy zamiennik polskiej koszenili, pochodzący z czerwca kaktusowego. Miał on lepsze właściwości od naszej rodzimej larwy. Nadawał się bardziej do przechowywania, gdyż z powodu małej zawartości tłuszczu nie wydzielał nieprzyjemnej woni (w przeciwieństwie do czerwca polskiego) oraz łatwiej było uzyskać z niego barwnik w postaci proszku. Ważnym też czynnikiem gwałtownego tracenia czerwca polskiego na znaczeniu było to, że jego „hodowle”, tak liczne na Ukrainie, były wydzierżawiane i z czasem zaniedbywane.
W czasie jednak kiedy czerwiec polski świecił triumfy, był ważnym towarem eksportowym. Miechowita wspominał, że w XV w. szczególnie Ruś i Wielkopolska zaopatrywały corocznie w ten barwnik Włochy (gdzie barwiono nim jedwabne tkaniny) oraz m. in. Anglię i Niemcy. Z Ukrainy zaś larwy czerwca polskiego wędrowały przez Gdańsk do Holandii. Marcin z Urzędowa w swoim zielniku z 1595 r. napisał, że: „w Wenecji, nie mogąc wymówić naszego języka, przewrócili abecadło mówiąc „k” zamiast „c”, a „m” zamiast „w”, tak iż mówią „kermes” za czerwiec albo szkarłat”. W dokumentach z 1601 r., sporządzonych dla Wielkopolski i Małopolski, określano wielkość cła za wywóz czerwca polskiego, co świadczy o tym, że handel czerwonymi larwami małych robaczków nie ustał wtedy całkowicie. Jeszcze w XIX w. sporadycznie koszenila była używana na prowincjach kraju, do barwienia tkanin, zwłaszcza grubego sukna i płótna.
Zbiór larw czerwca polskiego polegał na tym, że na plantacjach wykopywano roślinki czerwca trwałego i z ich korzeni strzepywano na płócienne płachty larwy robaczków; roślinki zaś powtórnie zakopywano w ziemi. Następnie larwy suszono na słońcu lub w piecu po wypieczeniu chleba. Do czynności zbierania larw czerwca polskiego przystępowano w czerwcu. Dlatego powstało powiedzenie: „W czerwcu pod czerwcem siedzi czerwiec”.
(opr. M. Kuchta)